Routeburn Track – zrób to sam, zrób za darmo.

Nowa Zelandia, marzenie wielu z nas. Marzenie całkiem trudne do zrealizowania. Daleko i drogo, dwie główne przeszkody (jedną z nich łatwo wyeliminować). Załóżmy, że w końcu się udało. Udało się kupić bilety do upragnionego raju. Bierzesz się za planowanie trasy, no i na dzień dobry ładny “zonk”.

Nieważne jak dobrze się przygotowujesz, nieważne z czego korzystasz, prędzej czy później trafisz na termin Great Walks. Great Walks to zbiór 9 kilkudniowych tras trekkingowych rozsianych po całym kraju. Są to zdecydowanie najpopularniejsze trasy. Najkrótsza to 32km, najdłuższa 82 km. Wybrać możemy co tylko chcemy: trasy w dżunglach, na wybrzeżu, na wulkanach (tak, właśnie tam kręcono Mordor) oraz trasy górskie. Same trasy są bezpłatne, ale… Właśnie, zawsze musi być jakieś ale. Na trasach nie wolno spać na dziko. Trzeba mieć zarezerwowany nocleg w schronisku. Tutaj dochodzimy do dwóch problemów. Trasy mają ograniczoną przepustowość. Większość z nich trzeba rezerwować kilka miesięcy wcześniej. Ja nie potrafię zaplanować jutrzejszego dnia, trudno będzie przeskoczyć ten problem. Druga sprawa – cena noclegów. Czasem przeraża.

Mnie interesowały tylko trasy górskie zlokalizowane w Fiordland. Do wyboru miałem Routeburn, Kepler i Milford tracks. Na pierwszy ogień w sprawdzaniu poszedł Milford track. Zdjęcia z trasy wyglądały zjawisko. Jak z cenami? Jest to trasa 4 dniowa. Wypadałoby zarezerwować 3 noclegi, każdy za 70$. Do tego dochodzi autobus z Te Anau do Te Anau Downs (28$), statek na początek trasy (88$), statek z końca trasy do Milford Sound (50$) i autobus powrotny do Te Anau (53$). W sumie 430 NZD. Ponad 1000 złotych za 4 dni łażenia po górach? Pozdro, ja dziękuję. W tym kraju są setki alternatywnych tras. Nie muszę chodzić po tych najpopularniejszych. Postanowione.

Nie byłoby tego wpisu, gdyby nie to, że moje plany zmieniają się codziennie. Po przybyciu do Queenstown spędziłem trochę czasu z mieszkańcami. Usłyszałem dużo zachwytów na temat jednego z Great Walks – Routeburn Track. Zobaczyłem dużo zdjęć. Faktycznie, wygląda to świetnie. Rozważyłem jeszcze raz swoje plany i zrobiłem to. Mało tego, zrobiłem to totalnie za darmo.

Jakie mamy opcje jeśli chcemy wybrać się na Routeburn track? Jest to chyba najkrótsza z tras – 32 km. Zaleca się zrobienie jej w 3-4 dni. Będziemy potrzebować 2 albo 3 noclegi. Pierwszą z opcji jest kupno zorganizowanej wycieczki. Nie musimy się martwić o noclegi, o wyżywienie oraz o ewentualny transport samochodu. Wbrew pozorom jest to bardzo istotne. Jeden koniec trasy znajduje się przy Divide Shelter w pobliżu Milford Sound, drugi przy Routeburn Shelter w pobliżu Glenorchy. Jeśli idziemy przez góry, to tylko 32 kilometry. Jeśli chcemy jechać samochodem musimy przejechać 320 kilometrów. Niemałe wyzwanie logistyczne. W przypadku zorganizowanej wycieczki wszystko będzie ogarnięte. Problem w tym, że taka wycieczka z przewodnikiem to koszt około 2000$ za osobę. Nieważne ile zarabiasz, jeśli kiedykolwiek zdecydujesz się na spacerek przez te góry za ponad 5000 PLN możesz się do mnie nie odzywać. Nieważne ile się zarabia, płacenie takich pieniędzy za taką wycieczkę to nieporozumienie.

Kolejną, tańszą opcja jest zorganizowanie wszystkiego samemu. Nocleg na trasie kosztuje 65$. Przy wariancie 3 dniowym wyjdzie nam 130 NZD. Do tego dochodzi transport samochodu. Są firmy, które przewożą samochód za 250$. Jeśli jedziemy w 5 osób nie wychodzi tak źle. Jeśli jedziemy samemu, możemy przejechać się autobusem. Wyjazd z Queenstown i powrót do Queenstown to koszt około 120$. Całość wychodzi wtedy 250$, a mamy dokładnie to samo co w opcji za 2000$ (dlatego uważam, że jest to opcja dla lamusów).

Idźmy dalej. Możemy oszczędzić jeszcze bardziej. Zamiast noclegu w schronisku możemy wykupić nocleg na polu namiotowym. Taki nocleg kosztuje 20$. Na trasie znajdują się dwa pola namiotowe. Trzeba mieć jednak na uwadze, że trzeba targać ze sobą sprzęt a w nocy może być bardzo zimno. Teraz mamy kwiecień a w nocy jest około -5 stopni. Do tego zamiast korzystać z autobusów, możemy pojechać autostopem. Całość będzie nas kosztować 40$. Brzmi dużo lepiej niż 2000$, nieprawdaż?

Wszystko fajnie, ale załóżmy, że podróżujesz budżetowo i 40$ to Twój budżet na cały tydzień. Wtedy pozostaje Ci opcja Chyllowa i to wcale nie jest spanie na dziko. Na trasach Great Walks nie można spać na dziko. Właściwie to można, ale trzeba odejść na 500 metrów od trasy. W praktyce jest to niemożliwe. Często nie jesteś w stanie odejść kilku metrów od trasy, bo czeka Cię przepaść, skała, busz, rzeka albo inne atrakcje. O ile w przypadku tras leśnych możesz próbować kitrać się w krzakach, to w przypadku górskich tras jest to niemożliwe. Jeśli się rozłożysz na dziko to jest niemalże pewne, że Cię wyłapią. Mandat to conajmniej 200$. Przestudiowałem dokładnie mapę topograficzną i znalazłem tylko jedno miejsce, w którym dałoby się rozłożyć – Routeburn Flats. Nie ma to jednak większego sensu, musielibyśmy się przeprawić przez rzekę, a i tak zbytnio nam się to nie przyda. Miejsce to znajduje się prawie na początku trasy.

Jest lepsza i w pełni legalna alternatywa. Przecież to jest tylko 32 km. 32 km to dystans, który spokojnie można przejść w ciągu jednego dnia. W ten sposób wszystkie widoki są nasze, zmachamy się jak dziki i nie wydamy ani grosza. Nie jest to łatwe, ale znając swoje możliwości, możemy próbować. Ja tak zrobiłem.

Żeby wyrobić się przed zachodem słońca (obecnie jest to ok. 18.30) trasę trzeba rozpocząć wcześnie rano. Oczywiście mówimy o opcji budżetowej, więc na start przyjeżdżamy autostopem. W Nowej Zelandii jest to bardzo łatwe, z tym, że raczej niemożliwe żeby dojechać tam na 7 rano. Z Queenstown to jest jakieś 70 km. Oczywiście dużo osób wyjeżdża wcześnie rano, żeby wcześnie zacząć, jednak wg mnie dużo lepiej pojechać dzień wcześniej. Widoki po drodze są niesamowite. Można pojechać dzień wcześniej i przespać się w namiocie przy samym wejściu na szlaku. Ja postanowiłem spędzić dwie noce w okolicy.

Po dotarciu na miejsce wybrałem się na wycieczkę na Mt. Alfred. Widok z góry jest przepiękny. Chyba najładniejszy widok jaki widziałem w Nowej Zelandii. Mimo wszystko nie polecam trasy każdemu. Większość trasy wiedzie przez las. Po ubiegłorocznych opadach śniegu na trasie leżą setki powalonych drzew. Czasem trzeba się nieźle nakombinować żeby przejść. Nie to jest jednak największym problemem. Oficjalna cześć trasy kończy się wraz z linią lasu. W przeszłości można było wejść na sam szczyt, jednak ze względu na dużą ilość wypadków i zgonów, trasę zamknięto. Nie byłbym sobą gdybym nie pokazał. To była chyba najtrudniejsza wspinaczka w moim życiu. Trasa była wręcz pionowa, na drodze znajdowało się pełno lodu i śniegu. Byłem wyposażony w czekan ale i tak było ciężko, zwłaszcza z plecakiem na plerach. Przez cały czas zastanawiałem się “jak ja zejdę z tej obsranej góry”. Na szczęście udało się bezpiecznie wejść i również zejść. Widok z góry wynagrodził cały trud. Zobaczcie sami. Tak bardzo mi się tam podobało, że postanowiłem tam spędzić noc. -5 stopni, ale jakoś udało się przetrwać.

Następnego dnia włóczyłem się po okolicy, zrobiłem ponad 40 km na lokalnych szlakach tylko po to żeby wieczorem dotrzeć pod Routeburn Shelter. To z tego miejsca rano miałem zacząć marsz. Tam chciałem rozstawić namiot. Możliwości nie mamy zbyt wiele. Cała droga prowadząca do parkingu to jeden wielki teren prywatny. Legalnie możemy się przenocować na campingu, który znajduje się jakieś 5 km od początku trasy (13,5$), ja jednak wybrałem nocleg na Weka Flat. Mówiąc szczerze to nie mam pojęcia czy to było legalne. W Nowej Zelandii czasem trudno się połapać gdzie można spać a gdzie nie. Na pewno spanie na tarasie piknikowym w pobliżu drogi jest niedozwolone. Ja odszedłem jakieś 200 metrów od drogi, wydaje mi się, że to było dozwolone. Mniejsza o to, z drogi i tak nikt mnie nie widział. Polecam to miejsce, widok z rana jest wspaniały, a do Routeburn Track mamy 2 kilometry.

Bezpiecznie założyłem, że potrzebuję jakieś 10 godzin na przejście całej trasy. Oficjalne znaki mówią, że powinno to zająć między 12 a 16 godzin. Wydaje się to do zrobienia, trzeba tylko wcześnie wstać. No właśnie, na nazwisko mam Chyl. Tak już mamy, że jak zaplanujemy wyruszyć o 7, uda się to najwcześniej o 9. Tak też się stało. Na trasie stanąłem o 9. Trzeba było się spieszyć.

Pierwsza część trasy szła bardzo gładko. Szło się przez przepiękny las, od czasu do czasu zza drzew wyłaniały się góry. Przyznam, że jak już chodzę po górach to wolę łazić powyżej linii lasu. W przypadku tutejszych gór jest trochę inaczej. Te lasy są wspaniałe. Człowiek czuje się jak we Władcy Pierścieni. Przez całą drogę tylko czekasz aż wyskoczy jakiś leśny elf. Nic tylko się delektować. Do schroniska Routeburn Flats (tutaj proponuje się nocleg) udało mi się dojść w 1,5 godziny. Znaki mówiły, że to będzie 2,5-4 godziny. “Całkiem nieźle, to się może udać” – pomyślałem.

Schody zaczęły się w drugiej części trasy. Po wyjściu z lasu od razu trafiłem na lód. Zazwyczaj pierwsze opady śniegu pojawiają się tutaj w maju. Tym razem nastąpiło to o miesiąc szybciej. Cała trasa była zasypana. Mało tego, po trasie przechodzi dziennie około 200 osób, śnieg ten był udreptany i wyślizgany. Tak było przez całe 11 km do następnego schroniska. Bardzo niebezpiecznie, bardzo powoli. Przechodząc przez tą część po raz pierwszy zwątpiłem. Tuptało się tak wolno, że postanowiłem się przespać w schronisku przy jeziorze MacKenzie.

Po dotarciu do jeziora szybko zmieniłem plany. Pracownik schroniska poinformował mnie, że nie ma miejsc. Mogę się przespać w kuchni na podłodze, ale z racji, że nie mam rezerwacji będzie mnie to kosztować 130 dolarów za noc. Nie ma takiej opcji. Zjadłem zupkę chińską, wypiłem herbatę i pognałem do końca. Miałem do przejścia 12 km i jakieś 3 godziny słońca.

Ostatnia część trasy była bardzo przyjemna. Wróciło się do lasu. Przepięknego lasu. Słońce powoli zachodziło, ludzie zeszli już do schronisk, można było w końcu iść swoim tempem. Można było relaksować się otoczeniem. Ostatnie 12 km udało się pokonać w trochę ponad 2 godziny. Pomógł mi w tym chłopak spotkany na trasie. Biegł w góry ratować swojego kolegę i dziewczynę z Singapuru, która się wybrała na szlak w adidasach. Na szczęście udało im się jakoś dotrzeć do schroniska. Kiedy chłopak się o tym dowiedział, zaproponował podrzucić mnie do Te Anau. Idealnie. Rozwiązał się mój ostatni problem, jak ze szlaku wrócić do cywilizacji. Narzucił mordercze tempo, ale udało się ukończyć za dnia.

Całe 32 km udało mi się przejść w 9 godzin. Targałem ze sobą plecak z całym przenośnym domem. W schroniskach zatrzymywałem się żeby sobie zaparzyć herbatę czy ugotować coś do jedzenia. Myślę, że gdyby nie lód to trasa jest do przejścia w 8 godzin. Oczywiście trzeba znać swoje możliwości. Trzeba obserwować pogodę, trzeba być przygotowanym. Mimo wszystko planowanie jej na 4 dni to zdecydowana przesada dla każdego. Jak nie lubicie aż tak dużego wysiłku to polecam zrobić ją w dwa dni z noclegiem w Mackenzie Hut.

W ten sposób udało mi się przejść Routeburn Track totalnie za darmo. W 2 dni przeszedłem jakieś 80 kilometrów. Wszystko boli mnie tak, że nie mogę się ruszać, mimo wszystko, dla tych widoków było warto. Polecam każdemu.

3 thoughts on “Routeburn Track – zrób to sam, zrób za darmo.

  1. Chylu, zajebiscie… i czyta sie bardzo przyjemnie 😉

    Like

  2. Fantastyczny wpis i niezla fotorelacja, szczerze zazdroszcze. Nowa Zelandia tez jest na mojej bucketliscie 🙂 Pozdrawiam i zapraszam do siebie: http://www.dobradroga.blog

    Like

  3. Tak sie wkrecilem ze w polowie musialem cofac zeby zdjecia poogladac 🙂

    Like

Leave a comment